piątek, 17 lipca 2020

Genowefa Wrzos z d. Sowińska i jej relacja ze zsyłki


Sporządzono w Teheranie w czasie od 20/VI -20/XX 1943 r.
Data sporządzenia tej relacji: 27. VIII 1943 r.

-1-
Relacja spisana z Wrzos Genowefą
Mój mąż jest st. sierżantem i został internowany na Węgrzech.  Mieszkaliśmy w Skolem pow. stryjskiego. 29.VI.40 r. zostałam wraz z synami - Ryszardem ur. 1930 r. i Stanisławem ur. 1932 r. – wywieziona do Rosji. Z rzeczy pozwolili mi zabrać tylko dwie walizki. Żadnego naczynia nie dano wziąć, ledwo wyprosiłam żeby mi  pozwolono wziąć kubeczek dla dziecka. „Wsio połuczitie na miestie” – tak odpowiadali na moje prośby. W wagonie towarowym, do którego nas załadowano, znalazło się 50 osób, w tym 20 dzieci.  Gorąco, zaduch /w wagonie trzeba było urządzić prowizoryczny ustęp/, ciasnota towarzyszyły nam przez całą drogę. Wodę dawano bardzo rzadko, trzeba było stale błagać konwojentów o odrobinę wody dla dzieci, które aż płakały tak im się chciało pić. Samemu wody nie można było przynieść, bo z wagonów nie wypuszczali. Jedzenie dawano zawsze nieregularnie – i zawsze w nocy.
Po 18 dniach przyjechaliśmy do st: Asino obł. Nowosybirskiej. Zaprowadzono nas na teren dużego łagieru, opróżnionego z więźniów sowieckich na nasze przybycie.  Łagier położony był w lesie, na polanie znajdował się tylko jeden bardzo duży drewniany barak. Umieszczono w nim do 5. 000 osób. Wieczorem znaleźliśmy się wreszcie pod dachem. Padał silny deszcz, dzieci były do nitki przemoknięte, głodne i płakały. Nie miałam czym ich nakarmić i tak ułożyłam spać. Całą noc przesiedziałam nad dziećmi, zgarniając z nich garściami pluskwy, których były miliony. Niektórzy powłazili w worki, zawiązując je sobie pod szyją i tak spali. Ogromne szczury biegały z łoskotem po ludziach i rzeczach.
Nazajutrz popędzono do pracy. Wszystkich – mężczyzn, kobiety i dzieci od lat 12-tu. Udało mi się zostać w domu z powodu choroby.  Ryś musiał pracować, woził nawóz. Warunki pracy w lesie przy wyrębie byłby b. ciężkie. Błoto po pas i komary, przed którymi nie było żadnego ratunku.
Po 2 tygodniach wybuchł na posiołku bunt. Wszyscy zebrali się, żądali by wyszedł naczelnik NKWD, krzyczeli. Naczelnik NKWD wyszedł blady i przestraszony.  Spytał, czego żądają. Wówczas wszyscy zaczęli mówić, że są głodni, nie mają mleka dla dzieci, że żądają, aby im zwrócono wolność i odesłano do domu, bo bez powodu żadnego powywozili na głód, nędzę i chorobę. Naczelnik przeraził się, że go zabiją. Zatelefonował do Nowosybirska po wzmocnione oddziały striełków. Aresztowano wówczas dużo osób. Zostawiono w Asinie tylko 300 rodzin, a resztę wywieziono do innych miejscowości. Mnie z dziećmi przewieźli do Swierdłowskiej obł., rejon Syrowski lesouczastek Nowogródki.
Na tym uczastku warunki nie były lepsze. Pracowaliśmy w lesie przy budowie fabryki amunicji. Do miejsca pracy mieliśmy 15 km. Czasami wozili kolejką, ale najczęściej to trzeba było iść pieszo. Wychodziłam o 3 rano. Jesienią brnęliśmy w błocie, zimą zapadaliśmy się w śniegu. Dzieci zostawały w baraku bez żadnej opieki. Żyliśmy chlebem i wodą, dostawałam 800 gr.,  a na dzieci po 400 gr. Rzeczy do wymiany nie miałam. Dzieci nie raz głodne szły spać.
-2-
Dzieci powyżej lat 12-tu zmuszane były do pracy.  Zwalniano te, które chodziły do szkoły. W szkole prowadzono agitację komunistyczną dzieci wykazywały jednak dużą odporność. Po polsku dzieci nie uczyły się zupełnie.
Komendant urządzał zebrania, na których chciał nas przekonać, że do Polski nie wrócimy, abyśmy myśleli o zagospodarowaniu się tutaj, starali się pobudować i t.d. Gotfried Franciszek ze Lwowa głośno mówił, że nie trzeba było nas wywozić z Polski, to go aresztowali.
Wszystkie dzieci cierpiały głód, nędzę, marzły bez ciepłego ubrania. Dzieci rosyjskie były też w złej sytuacji. Widziałam w jaślach maleństwa, które wszystkie były wychudzone i miały angielską chorobe, brzuszki tylko im sterczały, jak banie.
Po amnestji wraz z 6-ma rodzinami polskimi wyjechałam na Południe.  Placówka polska w Czkałowie (ob. Kazachstan)  skierowała nas do Buchary. Buchara (ob. Uzbekistan) odesłała do Czardżou (ob. Turkmenistan). W Czardżou załadowano nas na parostatek  i zawieziono do Nukusu (ob. Uzbekistan) i dalej do Czymbaju (ob. Uzbekistan).   Z Czymbaju wysłano do kołchozu Stalin. W kołchozie wpakowali nas do kibitki po baranach bez okien i drzwi. Gliniana podłoga i ściany, niski sufit. Poszliśmy do pracy przy zbiorach waty.  Za 2 tygodnie zarobiłam z Rysiem  1 kg. kartofli  i 1,5 kg mąki. Nie było co jeść i nie miałam nic do wymiany. Po 5-ciu tygodniach otrzymaliśmy rozkaz wyjazdu z powrotem. W listopacie 1941 r. przyjechaliśmy znów do Buchary.
Droga powrotna bażami po Amu-Darii. Zimno, śnieg, dzieci chorowały, było kilka wypadków tj. utonięć dzieci, które poślizgnęły się na pokładzie i wpadły do wody /barże nie miały poręczy/. Jedzenia mieliśmy wystarczającą ilość, gdyż polska placówka zaopatrzyła nas na drogę.
W Bucharze skierowano nas do kołchozów. Znalazłam się z dziećmi w rej. Rometańskim??????? s/s. Czelangu k/z. „Stalin”. Mieszkaliśmy znów w glinianych lepiankach. Za pierwsze miesiące pracy dostawałam zboże, ale już w maju 1942 r. nie wypłacono żadnych zarobków. Pewnego razu kołchoz dał po 2 kg. otrębi, radość była ogromna, bo dosłownie nic nie było do jedzenia. Zbierałam trawę na polu, koniczynę i tym karmiłam dzieci. Czasami udało mi się skraść trochę makuchów. Tłukłam na mąkę i z tego piekłam placki. Ryś zachorował na tyfus. Miesiąc leżał w szpitalu.
Przez kwiecień i maj 1942 r. pracowałam w szpitalu w Romstanie??????. Szpital utrzymywany był w czystości, ale był absolutny brak lekarstw i wszystkie choroby leczono w jednakowy sposób. Chorych karmiono bardzo źle.  Dostawali 400 gr. chleba i 2 razy po ½ l. zupy postnej i rzadkiej.  W szpitalu znajdowało się stale dużo obywateli polskich.  Placówka polska ich dokarmiała. Powodowało to stałe awantury z chorymi rosyjskimi, którzy się czuli pokrzywdzeni i na każdym kroku akcentowali niechętny stosunek do Polaków.
Sytuacja dzieci po rejonach była wręcz tragiczna.  Pracującym w kołchozie wypłacano po ½ kg. mąki na tydzień, żywiono się więc trawą.  Wiele dzieci pracowało przy zbiorze waty. Śmiertelność wśród
-3-
matek była duża, wśród sierot jeszcze większa.
Kmiciowa Maria, z którą razem mieszkałam urodziła dziecko. Dziecko było przeraźliwie chude, małe, prawdziwy kościotrupek. Po miesiącu dziecko umarło. Matka była tak wycieńczona, że nie posiadała pokarmu i nie miała czym go nakarmić.
W czerwcu 1942 r. zaczęła pracować w polskim sierocińcu k/z. Stalin. Ze wszystkich stron matki przyprowadzały dzieci, sieroty same przychodziły z kołchozów lub sowieckich dietdomów.  Dzieci przychodziły w strasznym stanie – obdarte, nędzne, istne szkielety.
W sierocińcu śmiertelność była ogromna. Dzieci chorowały masowo na pellagrę.  Chowano po 3-4 dzieci dziennie. Organizmy dzieci były tak wyniszczone, że nie można ich było uratować. Gipkowa Maria straciła 4-ro dzieci, jak przyszły do sierocińca, były opuchnięte z głodu.
Moich synów oddałam też do sierocińca, bo nie miałam czym ich karmić. Myślałam, że jeżeli nie uda nam się wyjechać, jako rodzinie wojskowej do Iranu, to może choć dzieci moje wyjadą z sierocińcem. Wolałam rozstanie choćby na zawsze, byleby nie widzieć ich wzroku, gdy mnie prosiły o kawałek chleba, którego nie miałam.
4.IX. 1942 r. wyjechałam z synami do Aszchabadu (ob. Turkmenistan) wraz z grupą rodzin wojskowych, spóźnionych do ewakuacji.
Do Aszchabadu w styczniu 1943 r. przyjechały dzieci z Pawłodarskiej obł. Między nimi byli Kezik Paweł  ur. 1932 r. i Kezik Piotr ur. 1926 r. Chłopcy przyjechali wprost z rosyjskiego dietdomu w Irtyszaku. Zapomnieli zupełnie mówić po polsku, byli niesubordynowani, Paweł klął po rosyjsku i rozpoczynał bójki. Byli tak wygłądniali, że rzucali się na jedzenie, co wywoływało śmiechy i żarty pozostałych dzieci. Piotr był zupełnie anormalny- myślał tylko o jedzeniu /zjadał po 5-7 porcyj zupy/ - chodził zapatrzony w dal, z dziećmi się nie bawił, był tchórzliwy, mówił od rzeczy. Ciągle wspominał o dyrektorze, który jadł wieprzowinę, a do kotła dla dzieci wrzucał zdechłą koninę. Według opowiadań Pawła jak też i samego Piotra w dietdomie chłopcy rosyjscy znęcali się w niemożliwy sposób nad Piotrem. Bili go, odbierali mu jedzenie, śpiącemu przykładali do nóg płonącą watę. Tak więc zgłupiał Piotr. Obecnie znacznie się poprawił i ślady nienormalności powoli mijają.
12. III. 1943 r. zostałam wraz z innymi wychowawczyniami sierocińca w Aszchabadzie aresztowana za odmowę przyjęcia paszportu sowieckiego. Z więzienia, po otrzymaniu wyroku, skazującego na 2 lata, skierowano mnie do kolonii karnej w tymże Aszchabadzie.
W kolonii było około 300 dzieci rosyjskich w wieku od 8 – 16 lat z Aszchabadu, Czardżou, Nary???? A nawet z Moskwy i Leningradu /element ewakuowany w związku z wojną/. Dzieci te miały wyroki od 3 miesięcy do 7 lat za „progał” i kradzieże. Byli chłopcy po 8 lat z wyrokiem na 3 lata. Był to element w większości zwyrodniały, bandycki. Okradali nad z jedzenia w sposób nadzwyczaj zręczny. Raz w nocy wkradli się do naszego baraku przez okno z nożami/ każdy z nich
-4-
miał nóż, choć regulamin łagieru surowo zabraniał/ i okradli nas terroryzując dyżurną. Pośród wielu tych chłopców, wielu już pracowało na roli w ?????????????? i  jako traktorzyści. Chłopcy pracowali razem z nami i przędli watę. ?????????? była dla nich trochę niższa.  Przy wypełnieniu normy – 800 gr. chleba, poniżej normy 400 gr. W stołówce po 2 razy dziennie  po ½ litra postnej zupy.
Pośród chłopców zdarzały się wyjątki – spokojni i uczciwi.  Do Bohnaskiej?????????? przychodził 10-letni chłopiec.  Dzieliła się z nim jedzeniem, jakie otrzymywaliśmy z sierocińca. Miał 3 lata za kradzież na bazarze – z głodu. Opowiadał, że ojciec był Polakiem. Chłopcy naogół mało o sobie opowiadali. Bali się mówić.
Władze kolonii rozprawiały się z dziećmi w sposób bezwzględny. Po prostu striełki tłukli je. Nikt nie zajmował się ich wychowaniem i wykształceniem. Kiedyś malec 8-letni  zapytał nas, za co siedzimy. Odpowiedziałyśmy, że za kradzież.  „A ja za nieprzyjęcie paszportu sowieckiego” Powiedział nam z zadowoloną miną.
21. VII. 1943 zwolniono mnie z kolonii i wyjechałam wraz z sierocińcem do Iranu.

/-/ Genowefa Wrzos
Spisała Irena Wasilewska????
ref. Ambasady R.P.

Stwiedzam autentyczność podpisu Genowefy Wrzos

 na oryginale i zgodność oryginału z kopią.






*Opracowano na podstawie dokumentu: