Wakacje… czas nowych znajomości, przyjaźni a może i miłości…
w dzisiejszym świecie, gdzie pierwsze
miejsce zajmuje Internet a co za tym
idzie portale społecznościowe e, czaty i różnego rodzaju blogi, przyjaźń nie
jest już tak ambitna i ważna jak 150 czy 200 lat temu. Dawnymi czasy, kiedy
jedynym sposobem na zabawę było ganianie się między snopami siana, przyjaźń była rozumiana jako coś o
wiele bardziej głębszego. Nie mówię tutaj o przyjaźniach panujących na dworach
burżuazji i arystokracji, które powoli zamieniały się w miłość.
Chodzi mi raczej o taką wiejską
przyjaźń, zza miedzy która trwała tak naprawdę całe życie. Nie zdawano sobie
sprawy jak ważną rolę odgrywała koleżeńskość
między dziećmi. Przede wszystkim takie podwórkowe zajęcia zastępowały
naukę w szkole, której dawniej było jak
na lekarstwo. Niestety czasem dochodziło również do rodzinnych konfliktów, przez
co dzieci i wnuki skłóconych rodzin nie mogli się ze sobą spotykać… każdemu
znana jest jakaś rodzinna historia która mówi o tym gdy dwa rody od setek lat
są ze sobą skłócone. Niestety kolejne pokolenia nie mają pojęcia co się tak
naprawdę kiedyś zdarzyło, pamiętają tylko że jako dzieci słyszeli od swoich
rodziców i dziadków że z daną rodziną nie wolno się zadawać.
Niestety pociechy nie miały wyjścia i musiały się słuchać
starszych… a gdy któryś z przedstawicieli rodu zakochał się w swoim
„przeciwniku” był po prostu poniżany i przedstawiany w jak najgorszy sposób aby
przeciwna strona ,krótko mówiąc „straciła chęć” na swoją miłość, tym bardziej
że kary ograniczające wolność były bardzo surowe w stosunku do kochanków… i co
mógł sobie pomyśleć taki mężczyzna? Miał dać sobie spokój czy tak jak w znanej
wszystkim powieści „Romeo i Julia” za wszelką cenę próbować zdobyć serce
ukochanej bez względu na to co działo się kiedyś miedzy ich rodami.
Niestety tak kolorowo jak w książce nigdy nie było… brak
pieniędzy, zamieszkania- po prostu przeżycia bez rodziców był niemożliwy więc
często dawano sobie spokój z takimi miłościami.
A jak to było z przyjaźniami na dworach? Szlachta ze szlachtą-niestety takie
stwierdzenie panowało wśród rodzin pochodzenia szlacheckiego. Niestety nie
wpływało to zbyt dobrze na rozwój dziecka. Nie poznawało ono podstawowych zasad
życia, często mieszkało na wsi i nie wiedziało jak oporządzać zwierzętami w
zagrodach. Wydaje mi się że takie poznanie się w pewnym momencie życia z osobą
niższej klasy byłoby dla dziecka czymś
niezwykłym, na pewno wyszło by to na plus dla obu stron, niestety tradycja była
ważniejsza, nie zdawano sobie sprawy co tak naprawdę tracą.
A jak to było z taką przyjaźnią w wieku 30-40 lat?
Nie wiem jak to rozdzielić, bo przecież takim przyjacielem
mógł być każdy sąsiad, który pożyczył nam na chwilę kosy czy zamienił się z
nami na żywność bo w tym roku nam pole nie obrodziło. Czy jednak aby na pewno
ktoś taki mógł się uważać za przyjaciela? Przecież nie zdradzaliśmy mu swoich
tajemnic, tak jak teraz robi to każdy przyjaciel. A może wtedy nikt nie miał
problemów i sekretów? Teraz tak się
zastanawiam jak taki zwykły człowiek
musiał w sobie ukrywać te wszystkie
emocje, no bo 200 lat temu to on chyba tylko mógł pójść do kościoła i
wyspowiadać się przed księdzem no bo kto inny by takiego człowieka wysłuchał? W
mieście może i by się ktoś znalazł ale na wsi, gdzie żyje się od lata do lata
nie było niestety nikogo. Innego rodzaju przyjaźnie odgrywały kobiety, które
spotykały się co jakiś czas i rozmawiały o wszystkim i o niczym… przynajmniej
mogły co niego opowiedzieć o swoich problemach czy rozmyśleniach… za wiele ich
nie było bo jak wiadomo wiejska kobieta nie była przeznaczona do rozmowy tylko
do rodzenia dzieci i opiekowania się domem, to i tak jakiś procent swojego
życia mogła poświęcić dla swojego umysłu.
Przechodząc do sedna sprawy… wydaje mi sie ze tragiczne
wydarzenia jakimi były wojny, pokazały tak naprawdę czym jest przyjaźń, to
wtedy narodziła się braterskość, wspólna siła i odwaga. Znamy mnóstwo opowieści
w których to przyjaciel ginie za przyjaciela. Niestety do naszych czasów nie
przetrwało zbyt wiele listów, grypsów i spisów ,w których to przyjaciele wyznawali
sobie wielkie uczucie. A szkoda bo może ktoś by wreszcie docenił czym tak
naprawdę jest przyjaźń.”Chłopcy z placu broni”- jedna z najlepszych powieści, która
ukazuje właśnie taką przyjaźń podczas wojny, ”śmierć za śmierć-życie za życie”.
Ciekawym faktem jest również stwierdzenie że, gdy w
jakimkolwiek akcie z różnych okresów wpisywano świadków, nie byli oni
przypadkowymi ludźmi. Mówi się że po
prostu mieli oni czas aby uczestniczyć w śmierci lub narodzinach. Byli zwykłymi
sąsiadami… a może już wcześniej rodziny zapowiadały między sobą kto i kiedy ma
się pojawić aby uroczystość miała jakiś ułożony przebieg. Może chodziło o to
aby pojawił się znajomy pana jak i pani domu? Nie wiem ale na pewno było to
jakoś zorganizowane i nie wierze że brano kogokolwiek z ulicy a nawet jak brano
to musiało to być po prostu przeznaczenie :)
Tak czy inaczej jakaś więź w XVI czy XIX wieku między ludźmi
istniała i to na każdym szczeblu, nawet gdy nie zdawano sobie sprawy że to
dzięki temu żyjemy i w jakiś sposób uczymy się tego, czego samotność nam by nie dawała.
My przyjaciół swoich prapraprapradziadków już nie poznamy
ale starajmy się swoich przyjaciół przedstawić w jak najrozleglejszy sposób,
tak aby kolejne pokolenia poznały i wiedziały czym przyjaźń była 150 lat temu,
bo przecież kiedyś koleżeńskość znaczyła
co innego niż teraz to jeszcze inaczej może być w przyszłości, kiedy nas
tutaj już nie będzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz